Zdałam sobie sprawę że chyba przysnęłam na ławce, ponieważ gdy usłyszałam krzyk dziecka uniosłam powieki oraz głowę. Musiałam wyglądać koszmarnie bo przechodnie się ode mnie odsuwali. Wstałam i rozejrzałam się, właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie że nie ma Kay'a. Panicznie poszukiwałam go wzrokiem. Podeszłam do miejsca przy którym go zostawiłam, i jak dziecko które zgubiło mamę zaczęłam wołać brata. 1000 myśli krążyły mi w głowie, miałam mieszane uczucia. A jeśli coś mu się stało? To wszystko będzie przeze mnie.
- Kay! - Darłam się, ludzie patrzyli na mnie jak na idiotkę. W obecnej chwili miałam to gdzieś, najważniejszy był on....Czy ten krzyk, który mnie zbudził był jego? Błagałam aby tak nie było, chciałam go znów mieć przy sobie, pogłaskać go po głowie i pocieszyć.
- Zgubiłaś coś Thompson? Twojego ojca już zakopali? - Odwróciłam się na pięcie w stronę z której dochodził głos, znałam go. Był charakterystyczny, trochę zachrypnięty a jego właścicielem chłopak z mojej szkoły. Nie mam pojęcia co mu zrobiłam, od początku ma coś do mnie, a ja nie wytrzymuję - próbuję przyjmować to wszystko żartem. A teraz? Nie potrafię. Gdyby tylko dało cię cofnąć czas, nic by się nie stało ani z tatą, ani z Kayem. Te słowa bolały, poczułam ukucie w sercu, ranę.
- Odczep się. - Nie wiem jak udało mi się odpowiedzieć, to był gest obronny, konieczny. Tylko tyle, nie chciałam z nim się walczyć słowami, chciałam odnaleźć Kay'a. Przeklinałam swoją głupotę, on ma tylko 5 lat! Mogli go porwać, zranić...Albo jakiś pedofil, o boże. Zostawiłam go z całą paczką swoich kumpli, odeszłam stamtąd ze spuszczoną głową.
Chodziłam po całym parku, po spotkaniu z Masonem czułam się jeszcze bardziej przygnębiona. Te jego słowa wywarły wielką eksplozję w mojej głowie, uczucia których nie mogę opisać. Obraził mnie i po części moją rodzinę. Nie liczył się z tym co przeżywają inni. Kay'a nie było, dwa razy zatrzymał mnie policjant o to że nie mogę krzyczeć w miejscu publicznym, ledwo uniknęłam mandatu. Powoli robiło mi się nie dobrze.
Nie miałam pojęcia ile czasu tu chodzę, usłyszałam szelest w krzaków. Stanęłam, nikogo nie było oprócz mnie, przerażona cofnęłam się do tyłu. Spanikowałam, choć nie miałam większego powodu. Moim oczom ukazał się brat, poczułam przypływ ulgi.
- Bawiłem się z taką panią w chowanego, jej córeczka była bardzo miła. Później nie mogłem cię znaleźć, prawie nic nie płakałem. - Podkreślił, a ja nie wiedziałam czy go przytulić czy skarcić za to że chodzi z obcymi ludźmi. Złapałam go za rączkę milcząc i ściskałam jakbym miała nigdy nie puszczać, aż w końcu Kay zwrócił mi uwagę : Dobrze Delta już nigdzie nie będę chodził sam, tylko proszę cię poluźnij uścisk.
Miał rację, naprawdę miałam sporą siłę, a jego ręka była dziwnie czerwona - troszeczkę przesadziłam.
- Martwiłam się.
- Przepraszam - Spuścił głowę z poczuciem winy ale to ja byłam tą najgorszą, zostawiłam go samego i zasnęłam.
W kilka minut byliśmy przy naszym 'bloku', choć nie można tego tak nazwać. Jak weszliśmy od razu rozebrałam Kay'a oraz pocałowałam mamę w policzek. Ale nie była sama, obok niej w kuchni siedział jakiś facet. Miał dziwny uśmiech, jakby człowiek który nie raz siedział w więzieniu i miał pewne problemy.
- Delta kochanie, to jest dobry przyjaciel tatusia - zamieszka z nami na jakiś czas. - Starałam się ukryć oburzenie, nigdy wcześniej go nie widziałam a tata z pewnością z nim nie pracuje, i jestem tego pewna że nie zachwyciłaby go informacja że obcy człowiek, mężczyzna mieszka w naszym domu na który on pracował. Nie podała też dokładnie ilości czasu, ile on będzie tu mieszkał? Może dotąd gdy ojciec wyzdrowieje? To może trochę potrwać, jednak mam nadzieję że jak najszybciej.
Ten mężczyzna dziwnie się patrzył na Kay'a, powiedziałam o tym mamie. Ale ona stwierdziła że muszę go zaakceptować i mi się wydaje, mam dziwne uczucie. Zobaczymy.
Mam wielkie plany co do Delty i Masona, jednak chce to zostawić na dalszy plan aby trzymać w niepewności. Mam nadzieję że nie zrażę tym was od czytania :)